Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nan Terror
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 12:55, 02 Maj 2010 Temat postu: Vergessene Kinder |
|
|
Jestem strasznie poddenerwowana, bo nie wiem jak zostane przyjęta. Może zaczne, że miało to być opowiadanie wielocześciowe, ale ja, jak to ja oczywiście, szybko straciłam zapał. Z niecałych trzech rozdziałów stworzyłam taki oto jednopart, troche dopisałam, trochę zminiłam i mam nadzieję, że wyszło to jakoś składnie. Jest to moja pierwsza publikacja w sieci i pierwsze opowiadanie do którego zabrałam się tak 'na poważnie' , dlatego strasznie sie denerwuję. Jeśli chodzi o pisanie jestem kompletna nowicjuszką, stawiam pełno błędów, ortografia i interpunkcja - leży, z resztą na pewno poprawność gramatyczna, konstrukcja zdań też. Jestem świadoma, że jest straszne, ale jakos trzeba zacząć, w końcu Teraz co do treści - pojawiają sie niekiedy fragmenty piosenki Vergessene Kinder (oczywiscie wiadomo czyjej), Rette Mich chyba też. Tytuł - Zapomniane dziecko, chyba doskonale odzwierciedla nastrój, jeśli ktos lubi happy endy - niestety, takowych pisać jeszcze nie umiem. Więc pozostaje mi rzyczyć miłego czytania i głęboko wierzyć, że nikt mnie tu nie zlinczuje Z góry przepraszam za wszystkie błędy .
Jak nazwałbyś to wspaniałe uczucie, gdy nic nie ma znaczenia, gdy cały świat może przeminąć, a ty chcesz zostać w miejscu, zatrzymać się, razem z nią, bo ona powiedziała 'Tak'. Ale jak nazwałbyś to uczucie, które przecieć rani i niszczy, tłamsi w sobie, dusi, upokaża, wystawia serce jak na dłoni, by ktoś je wiął, zaopiekował się, dał szczęscie i troche ciepła, by stopić cały lód w nim zawarty? Albo jak byś nazwał niesprawiedliwość, czemu jedni mogą budzić sie przy kochanej osobie, snić o niej i marzyć, wdychać zapach o poranku i tulić w starczych ramionach o zachodzie, a drógim dana jest tylko tęsknota i liczne nadzieje, że wkońcu nadejdzie lepsze jutro, gdy coś sie zmieni i da choć złudzenie wiecznego szczęścia? Jednakże to my jestesmy kowalami własnego losu, to my musimy odpokutować za swoje grzechy i przewinienia, to my mamy odnaleźć zwoją własna droge czy w szczęściu, czy w bólu, z kims obok, czy samemu stopajac po szklanej tafli naszych nadziei i pragnień, by pod koniec dojśc do kryształowych bram wiecznej chwaly i zatracić sie we własnym raju. Bo jednak to co rani jest skarbem, to ból zachowuje w nas choć namiastkę człowieczęństwa, byśmy nie stali sie jedynie wspomnieniem, niepotrzebnym złudzeniem, zapomnianym dzieckiem, o imieniu nieznanym, odmrożonym przy pierwszym krzyku, zachowuje w nas choć troche ludzkiej obłudy i malutką cząstkę wiary, we własna klęske i wielka wygraną z czasem. Znajdujemy sie w świecie wielkich słów i małych czynów, w świecie kłamstwa, z mnustwem malutkich nadziei i próśb, które nigdy nie zostana wypełnione. Tu nie ma władców, jest za to całe mnustwo sług, którzy zapomnieli sie w sobie i prubują wydawać rozkazy, choć sami zatracili sie w swoim szaleństwie i uparcie dążą do celu, nie patrząc na siebie, za to uparcie przyglądając sie innym, by wyłapać każdy najmniejszy błąd, każde zachwianie, które może sie przyczynić do ich klęski. Jednak niektórzy tego nie widzą, może sie nie przyglądają zbyt uważnie, a może na zawsze założyli szmaragdowe okulary wykute z ich własnych wrót, uniemożliwiające ujżenie zła i niedoli, wyostrzające wszystkie ważne drobnostki i male wygrane. A gdy sie je zgubi? Czy to właśnie wtedy stajemy sie nieudacznikami, wychodzimy na srodek placu i nagle orientujemy się, że ten świat, tak bliski, jest przecież taki obcy, tak daleki własnym wymogom, tak obcy naszej wyobraźni, tak niszczycielski dla naszego serca i uczuć. Gnijemy, będą żałosnymi jednostkami, które chciały coś zmienić, jednak zagubiły cześć siebie i teraz muszczą patrzeć na wszystko z boku, niemi, jednak nie głusi, słuchający każdego oszczerstwa i najmniejszego oszustwa pozbawiajacego mocy wszystkie człony, zepsuci sami w sobie, ratujący tych, co mają szanse by nie isć na skróty, by nie skręcać w mroczne alejki życia aby szybciej dojśc do własnej szmaragdowej bramy z lodowym uchwytem, mosiężną kłódką i wielką księgą pragnień wewnątrz. A co z szczęściem? Każdy przecież jest szczęśliwy na swój sposób, czy chociaż ma taką szanse i albo podejmie sie wyzwania, albo przejdzie obojetnie dalej, szukając własnej szklistej ścieżki, która juz niedługo ma przerodzić sie w mocarny szlak naznaczany pzez każda sekunde bólu i smutku, skropiony własną krwią i posypany odłamkami zlodowaciałego serca. Ale co z tym szczęściem? Przeciez warto cierpieć choć przez chwile, by być sczęśliwym, by choć w połowie byc dumnym ze swojego przeżywania każdej chwili, by choć w malutkim stopniu cieszyć sie z kazdego drobnego schodka prowadzącego na strych dziecięcych wspomnień i marzeń. Warto. A gdy odchodzisz, czego pragniesz, żalujesz, kiedy wiesz, że nic nie tracisz, a może odwrotnie, nie ma w tobie ksztyny żalu, choć tracisz tak wiele, więcej niż zauważasz i więcej niż kiedykolwiek wypowiesz. Nawet, gdy jesteś szczęsliwy, tak naprawdę, zakochany na zabój, upajający sie swoją złudnie wieczną miłością i chwałą, w końcu gubisz klucz do masiężnej kłódki, kryształowe okulary pękają na wskroś razem z sercem, które bije coraz wolniej, wytrysnięta krew wypala króchą tafle szklistej drogi, załamuje plany i niweczy prośby, uniemozliwia dojście do indywidualnego raju, zabiera wieczne życie, ogłusza, oślepia, omamia, niszczy, boli. Nadal warto? Więc najlepiej nie być szczęśliwym, najlepiej zawsze być nijakim, nie cieszyć sie że wzlotów, nie smucić sie po upadkach, nie przykładać uwagi do rzeczy błachych, nie przejmowac sie też tymi bardziej ważnymi, być obojętnym, nieczułym, odpornym na wszystko co złe, a nawet na to co dobre, by nie zaznać szczęścia, by nie wejść na szklisty szlak, by nie odnależć mosięznego kluczyka do wiecznej wiary, która sama w sobie prowadzi do zagłady. Najlepiej być nikim, nikim ważnym, przechodniem mijanym w tłumie, tak nieliczącym sie jako jednostka i tak ważnym w całej tej mozaice czasoprzestrzeni. Przestrożnym, wyczulonym na wszystko i wszytskich, bo może ktoś chce nas złamac, może ktoś chce nam podrzucić kryształowy minokl i mosiężny kluczyk, może ktoś chce nas sprowadzic na swoją droge, chce z nami iść, potem spaśc w dół, z nami. A my nie chcemy, bo wybraliśmy samotność i samospełnienie sie w szarej niedoli, nie chcemy już iśc dalej, chcemy pozostać, nie martwic sie o nic, nie przejmować, bo wszystko jest niważne, tylko ja, ja i ja, żadnego ty, czy my, po co ktoś obok, skoro jestem samowystarczalny, po co mi ktoś obok, skoro ja postanowiłem, wybrałem i w taki sposób wytrwam do mojgo wlasnego, miernego końca w szarej kaplicy grzechów i dobrych uczynków, z witrażami mocy i załamania. Bo przecież jak wybiorę symbioze, jak uzależnie sie od kogoś, on nie pójdzie ze mną do końca, przyspieszy kroku, albo w którymś momęcie coś pociągnie go za mnie, i choć będę próbował go złapać i zatrzymać na chiwle, by sie pożegnać, ostatni raz zaciągnąć sie kochanym zapachem, nie będzie mi to dane, odejdzie, wyryje w mojej pamięci liczne wspomnienia, lepsze i gorsze, te ważniejsze i te całkiem niepotrzebne, może kiedyś się spotkamy w moim raju, może nie, może ty nie masz do niego wstępu, może ty masz przeznaczona inną przestrzeń, w której będziesz szczęsliwy i w pełni zadowolony . Ale ja nie chcę może, nie chcę też nie, chce tak, ale nikt nie potrafi mi tego zapewnić, nikt prócz mnie samego, po co mi ktoś, skoro moge być sam, sam na siebie pracować i na siebie to wszystko wydawać. Naródż się, żyj, umieraj, taka jest kolejność, każdy sie rodzi tylko po to by konać, a umiera by narodzić sie na nowo. A on był jedyny, jedyny który żył przed swoim spłodzeniem i jedyny który przeżył swoją śmierć, pan istnienia, władca czasoprzestrzeni, król swoich urojeń i natręctw, monarcha udogodnień i hrabia wszystkich sprzeciwów. Człowiek, który umarł by żyć, jeden, sam, pan i władca w swoim własnym pałacu, jego kryształowa scieżka jest zatarta, wrota jego bram otwarte na oścież, za nimi nie ma nic, tylko pustka i czyjeś szare wspomnienia, nie jego, on nie wspomina, nie żałuje, próbuje nie myśleć. Nie zadawał pytań kiedy go proszono, nie sprzeciwiał sie, nie chciał wyjaśnień, szedł dalej, taki kruchy i mocny, nikt ważny, jeden z tysiąca, kolejny, szary jak rzeczywistość, wyblakły jak ludzka mentalność, człowieczy przez brzemie swoich kłamstw i oszczerstw. Nigdy nie próbował zburzyć swojego muru, nigdy nie chciał wyjrzeć za ceglastą platformę, nie chciał zobaczyć nagiej rzeczywistości, chciał sie łudzić ograniczony w swoim świecie, to wystarczało, nie przynosiło uczuć, pozwalało być porcelanową zabawką w rękach innych, igraszką do kórej sie czasami wraca, zakurzoną laleczką, którą odgrywa sie nowe spektakle. Był swój, i niczyj, porzucony, a jednak otoczany przez miliony, samotny wśród tłómów. Wiele razy sie zastanawiał jak dziwna jest ta samonapedzająca sie machina zwana światem showbusinessu, tak wiele razy słyszał tylko głuchą ciszę, gdy tak bardzo chciał usłyszeć proroczy głos. W chwilach zwątpienia, które z czasem przysły, pragnał być normalny, nie chciał być dziecinną igraszką, porcelanową kukiełką w teatrzyku chyichś spełniajacych sie marzeń, nawet chciał zburzyć swój mur, ale bał sie, nie próbował. Monarcha czasu, król wspomnień i pan sennych mar, bał się, tego co go tam spotka, tego co tam znajdzie, że sie mu spodoba i zechce pozostać na zawsze, a jednak będzie musiał wrócić, wrócić za swój mur, schować sie jak tchórz, ukryć twarz, upaść i nie prubować się podnieść, bo jednak tak bardzo nie chciał być nikim. Bał się spotkać uczucia, bał się je poznać, skosztować ich słodki smak, posilić sie ich mocą, napoić ich darem przekonywania, bał sie tak wielu rzeczy. Dlatego ze swojego strachu i zastrzeżeń utkał klatkę, zgrabną, złotą klatkę, z malutką furtką, do której kłódke posiadał tylko on, nie chciał kryształowego pałacu, nie chciał potężnej, szklistej bramy, chciał swojej małej, wiecznej klatki, dalekiej od wszystkich, dalekiej od szczęścia i zmartwień, odporną na wrzystkie przeszkody i trwalszą niż bieg czasu. Obcy w twoim świeicie, wyrwany z obrazu, poza systemem, daleki marzeniom i ideałom, swój własny, wyimaginowany, androgeniczny, on, jeden jedyny, niepowtarzalny, Bill Kaulitz, monarcha bólu, władca spełnienia, król nad wyobraźnią, pan życia i smierci, osoba która raz sie sparzyła, jednostka która wolała zamknąć sie w swoim własnym świecie i nie chciała zburzyć swego muru, zwykły człowiek, który tak bardzo chciał kochać, a nie było mu to dane, człowiek, który nigdy już nie chciał uzaleznić się od kogoś.
~~~~
Co mam zrobić, kiedy moja złota klatka legła w gruzach? Nie chciałem uczuć, a teraz modle sie o nadzieje. Po co mi to wszystko? Chciałbym cofnąc sie kilkanaście lat wstecz, gdy miałem swoje kryształowe okulary, gdy szedłem po naszej ściezce razem z tobą, czemu odszedłeś zostawiając mnie samego? Bez ciebie nie istnieje. Wróć do mnie, stan obok i daj wesprzec sie na braterskim ramieniu. Daj siłe i moc przetrwania. Dodaj otuchy, wróć i uratuj mnie, bo bez ciebie spalam sie od środka. Bracie, przyjacielu, towarzyszu, to przez ciebie odciąłem sie od rzeczywistości, to przez ciebie zatrzymałem swój czas, to tobie mam tyle rzeczy za złe i to dla ciebie najchetniej wykopałbym grób jeszcze cztery lata temu. Teraz żałuje każdej chwili, która z tobą spędziłem, wiem, ze teraz przezyłbym je inaczej, wiem, ze było ich zdecydowanie za mało, że były nie takie, jakie powinienem pamiętać i nie takie jak ty powinieneś je widzieć.
Po raz kolejny wybrał tak znajomy numer i po raz kolejny nacisnał zieloną słuchawkę. Odczekał kilka sygnałów, tak krótka chwila zdawała sie wiecznoscią i choć kilka sekund stało sie wiekiem, on czekał by słyszeć kochany głos.
- Cześć, tu Tom Kaulitz, jesli to słyszysz, to znaczy że jestem zajety, a jak masz cos ważnego, albo bardzo chcesz sie ze mna skontaktować, to ... a z resztą, zadzwoń pózniej, albo nagraj sie po sygnale.
Nie wiedział który to raz do niego dzwoni, ani który raz nagrywa sie mu na sekretarke, nie wiedział ile razy miał nadzieje, że jednak ktoś odbierze, że to on odezwie sie po drugiej stronie. Niewazne czy wyżalał sie, czy milczał godzinami do słuchawki aby poczuć go blisko siebie, a pojedyńcze łzy uciekały po zapadniętych policzkach, był z nim, był ze swoim małym braciszkiem, dzieciecym towarzyszem i przewodnikiem w tródnym świecie kłamstw i zachwiałej prawdy. Każdy ma swojego boga, do którego skada swe modły w czyjejś intencji, on chce tylko odzyskac swojego brata, zobaczyć, jak beztrosko opiera sie o framuge gdy wraca z całonocnej imprezy, i jak ucieka przed Simone, gdy podbiera dopiero co gotowany obiad. Chciał go widzieć i słyszec, jak kiedyś. Chciał.
~~~~
24 Grudzień 2011
Nie tak wyobrażali sobie rodzinne świeta, nie tak chcieli je spędzać i nie takie były ich plany. nie chcieli kolejnych kłótni i wyzwisk, obydwaj chceli odzyskać rdzeń braterskiej wiezi, jednak brzemie showbussinesowego swiata i obowiązków nieustannie im to uniemożliwiało. Każdy niózł swój krzyż, obydwaj chcieli zrzucić go ze swych ramion. Czarny Cadillac ślizgał sie co chwile na nierównej, oblodzonej nawierzchni. Jedno niepotrzebne spojrzenie w kierunku brata, jedno sekundowe zerkniecie, nagły huk i obezwladniajacy chłód. Ktoś jekną, zawyl, czul jak leci do przodu i upada na coś twardego, przeraźliwe zimno opanowało kazdy człon, słyszał czyjś ochrypły krzyk i dławienie sie wlasna krwią. Próbował podniesc bezwładne powieki, prubował sie ruszyć i oszacowac co sie stało. Czuł, że traci czastke siebie, ale nie był świadom, jak więlką rzecz traci.
Sekudny zdwały sie wiekami, kazda chwila pzedłużała sie niemiłosiernie, w podświadomości widział swoja otwartą brame na końcu kryształowej tafli własnych marzeń, po drugiej stronie widział swojego brata, beztroskiego Billa, nie pragnacego kłótni, nie dążącego do wiecznych nieporozumień i niezgody, szczęśliwego z wycąagniętą w geście zaproszenia dłonią. Powoli stąpał po kruchym szkle, czuł swój każdy mięsień, każda anatomiczną cząstke, zawieszony pomiędzy życiem a śmiercią, pomiędzy światem zmartwień i wielkich zawodów, a swoją kryształową bramą wiecznej wiary. Nie było już mu zimno, a przeszywajacy ból w klatce piersiowej ustapił, wreszcie czuł sie niepoprawnie wolny i lekki, pozbawiony złudzeń i człowieczych kajdan nieporozumienia. Chwycił brata za ciepłą dłoń, przygniutł do siebie w braterskim uscisku, a pojedyńcze łzy uciekały wolno po bladych policzkach.
- Już nigdy mnie niezostawiaj, rozumiesz? Nigdy nie pozwalaj, bym sam musial sobie ze wszystkim radzić. - słyszał swój spazmatyczny oddech, zanim zrozumiał, że wcale nie jest mu potzrebny. Rozpłakał sie jak małe dziecko, jedna chwila słabaści, która nic nie kosztowala i nie niosła za sobą żadnych konsekwencji.
- I tak wiesz, że musze odejść, I tak wiesz, że teraz odejde. To twój koniec, nie nasz, dlatego pozwól mi odejść, bracie.
Przymknał powieki wmawiając sobie, że to tylko jego wybujała wyobraźnia tak bardzo bojąca sie go stracić płata mu okropnego figla, przecież on wcale tak nie powiedział. Albo zaraz wybuchnie śmiechem, muwiąc mu, ze to tylko paskudy żart, że nigdzie sie nie wybiera i wybacza mu wszystko co sie stało. Jednak nie, poczuł, jak ciało bliźniaka, na którym tak uporczywie zaciskal swe obolałe ramiona wyślizguje sie, ucieka, blaknie, staje sie przezroczyste i wymyka sie przez zatrzaskujace wrota kryształowego pałacu, chciał go zatrzymać, lecz nie mugł sie ruszyć, chciał zmusić swoje ciało do jakiegokolwiek manewru, lecz ono nie słuchało, jakby był tylko niepotrzebnym umysłe i upadła duszą, kturą wessał obcy organizm i posługuje sie jak własną. Raj stał sie udręką, szczęście tęsknotą, a marzenia wspomnieniami. I jedna błąkająca sie w podświadomości teoria, to za jego grzechy i przewinienia, za wszystko co wyrządził trafił do swojego indywidualnego piekła w raju, był jednym wielkim absurdem i abstrakcią, niepotrzebnym elementem, zapomnianym dzieckiem, o imnieniu nieznanym, odmrożonym przy pierwszym krzyku, widzącym, czujacym, nie rozumianym, nie chcianym. Wyblakłym wspomnieniem, zakurzonym bibelotem, samotny, zagubiony, urodzony niewidocznie, nieskonczenie porzucony przez czas, skazany na wygnanie za własna niedole, czuł panike przed światłem i strach przed kazdym obliczem, wieczny wiezień własnych koszmarów i sennych mar, kapłan w swojej własnej kaplicy bólu i król we własnym zamku nienawisci, sądzia dobra i chwały we wszystkim co umarłe, dopiero teraz poczuł co to znaczy być nikim.
~~~~
Jak zwykle siedział w hotelowym pokoju, jego ciało zamarło w dziwnej pozycji, a on sam przypominał marmurowy posąg, idealny i zimny, stateczny. Nie słychać było jego oddechu, może już nie potrzebował tlenu w płucach, a może to już stał się tylko wspomnieniem, Rzeczywiście nikt tu nie siedzi, a on staje sie tylko wyblakłm obrazkiem, przywidzeniem i zaniedbałą siłą, która podupada. Jednak to był on, sam, taki jak przed laty, jednak nie do poznania. Nie dbał o siebie, nie chciał nawet patrzeć w lustro, wszystko przypominało mu tylko jego, nienawidził się za to, że jest jego idealną kopią, choć kiedyś uwielbiał ich podobieństwo. Czy jest na świecie jeszcze jeden człowiek, co tak bardzo nienawidzi siebie, swojego istnienia, decyzji i całego zakłamania, oszczerstw które w sobie dusił i pagnień, które były tylko ich, a teraz pozostały na zawsze niespełnionym, dzieciecym marzeniem? On teraz próbował nie mysleć, o czarnym, błyszczącym przedmiocie w hotelewej komódce, wcale nie zastanawiał się, czy to bedzie boleć, i wcale nie tęsknił do jego ciepłych ramion, prawda? Był nudny, był zwyczajny, był zagubioną jednostką która nie powinna istnieć. To był jego osobisy koniec i jego wieczne narodziny za razem. Chciał mieć już wszystko za sobą, chciał ze soba skończyć. Zabić się, zastrzelić, popełnic samobujstwo, jak kto woli. Był tchórzem, choć nigdy nie miał odwagi się do tego przyznać, nawet przed samym sobą. Był nikim, a wypowiedzenie tych słów przychodziło mu teraz z taka nizwykłą lekkością. Był bratem, a to czyniło go jeszcze mocniejszym w swoich przekonaniach. Był bratem i chciał umrzec dla brata. Sam nie zarejestrował mometu, kiedy błyszczący pistolet znalazł sie w jego dłoniach, ani gdy wskazujący palec znalazł się na spuście, nawet gdy lufa skierowała się idealnie między czekoladowe oczy nie był w pełni świadomy. Oczekiwanie, nie miał watpliwości, bo na prawde nic nie tracił. Nie miał czego żałować, pragną znów zanurzyć sie w kochanych ramionach i znów poczuć ten cudowny zapach ich bliźniaczej więzi. Bo to była tylko jedna chwila. Strzał, pewny, choć chuda dłoń lekko zadrżała. Ostatnie bicie złotego serca, ostatni niesłyszalny oddech i ostatnie mrugnięcie czekoladowych tęczówek. Jego ciało opadło delikatnie na poduszki, brudząc i plamiąc szkarłatem krwi, a usta lekko wygieły w niemym krzyku ulgi. Był tchurzem, bo uciekł, ale był odwarzny, bo dał rade uciec. Bo on tyklko za bardzo kochał.
to teraz czekam na opinie i mam nadzieje - nie tak ostra krytykę
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ryboluch
Dołączył: 10 Sty 2010
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kołobrzeg
|
Wysłany: Nie 18:36, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Nie wiem, może tylko ja odniosłam takie wrażenie, ale... kto powiedział, że nie jestem oryginalna? xd
Po przeczytaniu 5-7 linijek po prostu... mi się znudziło. Nie wiem, chyba za długie zdania, za bardzo... złożone? Takie trudne do zrozumienia się wydają, choć to tylko mój odbiór. O, robisz bardzo dużo błędów ortograficznych, np. "drógich", "tchurzem" i tak dalej.
Wieczorem postaram się przeczytać całość, a jak na razie - niee.
A tak ogólnie, to się nie martw moimi głupotami, które tu wypisałam - moje początki, które nadal są początkami, są beznadziejne. ;D
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nan Terror
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Nie 19:53, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Myslałam, że będzie gorzej, naprawdę ^ Doskonale wiem, ze robie mnustwo dziecinnych błędów i jest mi z tym strasznie głupio, ale nie patrze jak pisze, tylko pisze, a potem nie zawsze wszystkie błędy wyłapie. Dopiero się uczę ^ I postaram sie popracowac nad zdaniami, by nie były już tak długie i tym samym po prostu nudne.
I bardzo dziękuję Ci za opinię - jest dla mnie naprawdę bardzo ważna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anguish
Dołączył: 08 Lut 2010
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 23:19, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
już prawie zabrałam się do czytania, gdy zobaczyłam te wszystkie błędy, które R. wytknęła Ci w odpowiedzi. automatycznie straciłam całą siłę i motywację. wybacz, ale skoro zabierasz się za pisanie czegokolwiek, to wypadałoby jakoś skleić zdania i wtedy, kiedy masz jakieś wątpliwości co do jakiegoś słowa, sięgnąć do słownika i napisać to poprawnie, ażeby ten tekst jakoś wyglądał.. i brzmiał, oczywiście.
najbardziej rozwaliły mnie te błędy, które wymienił Ryboluch i Twoje poprzednie "mnustwo". no po prostu leżę. *.*
no, ale przecież się uczysz, jak każdy z nas. ;] sooł.., życzę powodzenia!
( i wybacz krytykę, po prostu musiałam to powiedzieć. )
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ryboluch
Dołączył: 10 Sty 2010
Posty: 409
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kołobrzeg
|
Wysłany: Nie 23:32, 02 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Oh, no przeczytałam w końcu! I już wiem, o co chodziło mi z tym, że jest nudno. Po prostu zrobiłaś cholernie za długi początek/wprowadzenie! I to właśnie psuje cały efekt, że aż nie chce się czytać.
A co do błędów: może pisz w Wordzie? Albo chociażby na Mozilli (przeglądarce) jest automatyczne sprawdzanie błędów po wklejeniu tekstu - to naprawdę pomaga.
I dość ciekawy pomysł, choć mało oryginalny. I ćwicz, a będzie lepiej! ^^
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Style edur
created by spleen &
Programy.
|