Forum Fan Fiction Tokio Hotel Poland Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Żyj chwilą, nie patrząc na nic ani nikogo

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Fan Fiction Tokio Hotel Poland Strona Główna -> A: FFTH / A: Real
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sneaky
Zuo's Company



Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: woj. małopolskie

PostWysłany: Sob 21:22, 14 Lis 2009    Temat postu: Żyj chwilą, nie patrząc na nic ani nikogo

od autorki: hm, jako że jest to pierwsza moja jednoczęściówka na tym forum, gdyby coś było nie tak z dodaniem (zła kategoria etc.) to proszę o przeniesienie tego gdzieś, gdzie być powinno przez odpowiednie osoby. To poniższe coś powstało na potrzeby konkursu polonistycznego, jednak z pewnych powodów nie odpowiadało kategoriom, dlatego tam poszło jeszcze inne opowiadanie, a to wstawiam tutaj. Co jest najważniejsze? Chyba to, że poniżsi bohaterowie nie są w ogóle związani z Tokio Hotel (prócz imion głównych bohaterów).



Przymknąłem powieki, by potem spojrzeć ukradkiem na brata. Siedział zgarbiony, trzymając w mocnym, a jednocześnie delikatnym uścisku swoją gitarę i poruszając zwinnie palcami po jej gryfie. Zawsze podziwiałem go za silną wolę i chęć nauki gry na jakimkolwiek instrumencie. Sam byłem zbyt leniwy, żeby wziąć do ręki choćby głupi, drewniany flet i nauczyć się paru chwytów.
- Mam ochotę zrobić coś szalonego, Tom – wyznałem, przerywając lubianą przez nas ciszę. Posiadanie brata bliźniaka miało swoje wady, ale też i zalety. Nieraz nie potrzebowaliśmy słów, by się porozumieć.
- Wiem. Ale zdajesz sobie sprawę z tego, tak samo jak i ja, że „to przecież nie wypada” – zacytował naszego ojca, doskonale naśladując jego głos. Parsknąłem śmiechem, a w mojej głowie tliła się nadzieja na pierwszy krok ku bramom normalnego życia.
- Zróbmy to – wyszeptałem, podchodząc do niego na kolanach. Znieruchomiał i te same oczy, co moje, spoczęły na mnie, uważnie lustrując moją twarz. Myślałem, że pokręci głową, paląc plany, pragnienia i marzenia. Ale nie, on uśmiechnął się. Uśmiechnął się, jak stary człowiek, wiedzący, co to „życie”, do pięcioletniego dziecka, myślącego, że ten czy tamten lizak ze sklepowej wystawy jest najważniejszy.
Westchnął, odłożył gitarę na stojak i wstał, otrzepując spodnie z niewidzialnego pyłu. Rozejrzał się po moim bogato urządzonym pokoju, by następnie podrapać się po karku. Robił tak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiał. Odwrócił się i podszedł do okna, oglądając wielki ogród naszego ojca. Kiedyś my mamy to odziedziczyć, pomyślałem i przyczołgałem się do niego, wieszając się na ramieniu brata. Jęknąwszy, podparł się o parapet.
- Proszę, Tommy, prooooszę – zapiałem, jak kogut, specjalnie używając zdrobnienia jego imienia sprzed wielu lat. Wtedy byliśmy kilkuletnimi brzdącami, którzy mieli świat u stóp i którzy mogli robić wszystko, co im się zachciało. Teraz było tak samo, z tym wyjątkiem, że dziś ludzie postrzegali nas już za siedemnastolatków z poważnej i znakomitej rodziny, od których oczekiwało się więcej, niż powinno. Najgorszym były ograniczenia.
- Zrób to, zrób tamto… Uśmiechaj się tak, szerzej, nie pokazuj zębów – mruczałem, naśladując wielu nauczycieli etykiety i wychowania. – Nie możemy tak żyć – powiedziałem z mocą i sam się zdziwiłem, że potrafię się sprzeciwić woli ojca. – Mamy prawo spełniać swoje marzenia, umawiać się ze znajomymi w kawiarni czy na zakupach. Musimy… musimy coś zmienić, Tom!
- Nie boisz się?
- Już nie. Chodź!
Pociągnąłem go za sobą, a potem, uciekając przed zdziwionymi i czujnymi spojrzeniami służby, przeszliśmy do naszej garderoby. Większość z nich zapewne pomyślała, że znowu bawimy się ze sobą w chowanego, tym razem chowając się wspólnie przed niewiadomo kim. Może przed Scootym, naszym drogim przyjacielem, czyli krzyżówką dobermana i labradora. Jedyny pies w tej posiadłości, który nie był rasowy.
Pośpiesznie przebraliśmy nasze ubrania, założyliśmy buty i jak gdyby nigdy nic, wyszliśmy z domu, by przemierzyć wyłożony kamieniem podjazd, następne założyć czarne okulary na nos i przejść przez wysoką bramę, której sami nigdy nie przekraczaliśmy. Dziś był ten pierwszy raz i może też ostatni. John gdzieś zniknął, bo nie było go w jego budce, więc korzystając z okazji, czym prędzej wydostaliśmy się z naszego ograniczanego od dziecka świata.
Spojrzałem na Toma i posłałem mu szeroki uśmiech, oddający tylko w połowie to, co wtedy czułem. Chciałem na niego skoczyć, wyściskać, ale tak nie wypadało… och, słowa, wpajane od lat nie odejdą tak łatwo. Najwyraźniej mój brat pomyślał o tym samym, bo skrzywił się, a potem na nowo jego twarz rozjaśniła się uśmiechem.
Odnaleźliśmy siebie pośród medialnego szumu oblegającego naszą rodzinę. Tylko na jak długo?Nie oglądając się za siebie, przemierzaliśmy wspólnie ulice Berlina, co chwila rozglądając się wokół. Zachowywaliśmy się, jak cudzoziemcy, choć w stolicy Niemiec mieszkaliśmy już siedemnaście lat. Brakowało nam swobody, a gdy czegoś komuś brakuje, ta osoba potrafi zrobić wszystko, żeby to dostać. Zadzwoniliśmy do dziewczyn i chłopaków, którzy – w porównaniu do nas, mieli swój własny świat, do którego nie wchodzili ich rodzice. Nawet jeśli ich rodziny były tego samego pokroju, co nasza. Oni nie słyszeli codziennie słów „tak nie wypada” i tego im zazdrościliśmy.
Nie otaczali nas ochroniarze, więc każdy z przybyłych był w szoku. Wścibskie pytania, które nam nie przeszkadzały, bo to przecież nowość. „Wy bez ochrony? Od kiedy?”. Prychnąłem cicho popijając wysokokaloryczną czekoladę. Normalnie musiałbym wziąć niegazowaną wodę z cytryną, ale teraz… Teraz byłem sobą, mogłem robić, co chciałem i cieszyć się z tego, póki miałem okazję.
- Otworzyli dziś wesołe miasteczko.
- Co to? – spytałem niemal równocześnie z Tomem.
- Miejsce, gdzie mogą się bawić dzieci – wyjaśniła usłużnie Nicola, ciągnąc już za rękę Toma. Organizatorka wspólnych wypraw we własnej osobie, pomyślałem i uśmiechnąłem się szeroko. Na co jeszcze czekaliśmy? Już tam powinniśmy być!
Nie było czarnego cadillaca, nie było czarnej limuzyny. Do dyspozycji za to był autobus i metro, z czego – szczerze powiedziawszy, korzystaliśmy pierwszy raz. I podobało nam się, naprawdę nam się podobało! Choć to takie powszechne, każdy człowiek może z niego skorzystać, prawie każdego na nie stać, dla nas było czymś nowym. Tłum ludzi, głośne rozmowy i śmiechy. Tu nie nikt nie przestrzegał etykiety. Czy ktoś w ogóle wiedział, co to jest?
Kolorowe światła na obrzeżach Berlina, ledwo widoczne przez wczesną porę, potężne metalowe konstrukcje, wywołujące podekscytowanie i uśmiech na twarzach dzieci. I na twarzach naszych, mojej i Toma. Ze śmiechem niepodobnym do nas ruszyliśmy przed siebie, by jak najszybciej dostać się na pierwszą karuzelę. Ludzie, którzy nas rozpoznali, robili nam zdjęcia, a prócz tego bawili się razem z nami. Rozumieli? Najwyraźniej. Gdyby koło nas byli ochroniarze, nie byłoby żadnej frajdy!
Jedliśmy watę cukrową, popcorn, lody i hot-dogi, nie przejmując się niczym. Nawet tym, że jest to niezdrowe, niszczy zęby i nieraz szkodzi organizmowi. Żyj chwilą, pomyślałem, kupując kolejny kubek coli. Była słodka, a w niektórych chwilach zapierała dech w piersiach przez dwutlenek węgla w niej zawarty. Przez chwilę myślałem, że wszystko zwrócę nosem. Co by wtedy powiedział ojciec? „Zawiodłem się na tobie”? Być może.
Wodne kolejki, diabelny młyn, gokarty i inne atrakcje, których nazw nie pamiętam. Wielokrotnie ktoś próbował się do mnie dodzwonić z zastrzeżonego numeru, podobnie jak i do Toma. Wymieniając spojrzenia, jednocześnie wyłączyliśmy komórki i schowaliśmy je do kieszeni. Ciesząc się chwilą, nie można myśleć o jutrze i konsekwencjach czynów. Na to przyjdzie pora później.
Nie wstydziłem się głośno krzyczeć w domu strachu ani trzymać brata za rękę. Nie byłem homoseksualistą, on tym bardziej – drugą dłoń ofiarował swojej dziewczynie, Nicoli. Mimo wielu plotek o nas, wiedzieliśmy, że to, co między nami jest, nie można było określić czymś złym. W porównaniu do niektórych braci czy sióstr, my tworzyliśmy w pewnym sensie jedność. Urodziliśmy się w tym samym dniu, w ten sam sposób. Byliśmy jednością – może nie cielesną, ale duchową, owszem.
- Chciałbym iść do kina – oświadczyłem.
Wyszliśmy właśnie z wesołego miasteczka, wciąż wspominając różne sytuacje, które miały tam miejsce. Poprawiłem swoją perukę, mającą upodobnić mnie do hefalumpa z „Kubusia Puchatka” i spojrzałem wyczekująco na brata.
- W sumie to możemy – zastanowiła się Elizabeth i wyrzuciła lepki patyczek po wacie cukrowej. Następnie spojrzała na Toma i Nicolę i podeszła do mnie, wsuwając swoją drobną dłoń w moją rękę.
Pachniała truskawką, a jej kasztanowe loki okalały szczupłą twarzyczkę o zielonych oczach i subtelnych rysach. Od zawsze marzyłem, żeby choć raz ją dotknąć. Ale nie, to przecież „wbrew etykiecie”. Uśmiechnęła się i pocałowała mój policzek.
- Rozumiem cię, Bill – wyszeptała i z werwą pociągnęła mnie przed siebie.
Nie mieliśmy daleko, dlatego też szliśmy na piechotę, a raczej biegliśmy, śmiejąc się wesoło. Słońce chowało się za horyzont i na ulicach znajdowało się tylko kilkoro ludzi, oglądających się za nami ciekawie. Najwyraźniej pierwszy raz widzieli kogoś, kto potrafi cieszyć się z niczego.
Dopiero teraz, będąc z przyjaciółmi mogłem poczuć, na co się zdecydowałem. Miałem okazję właśnie w tym momencie zrozumieć, czego nie miałem w moim życiu. Zerknąłem ukradkiem na Elizabeth i spowolniłem nas, żeby reszta znalazła się z przodu. Dopiero potem odwróciłem ją do siebie przodem i wciąż trzymając za rękę, musnąłem wargami jej delikatne usta. Przymknąłem powieki, gdy zdziwiona, ale też chyba zadowolona, odwzajemniła pocałunek.
- Wreszcie – mruknęła, gdy skończyliśmy.
- Wreszcie się odważyłem – powiedziałem z uśmiechem i przytuliłem ją mocno. – Chodź, bo nam uciekną.
Posadziłem ją sobie na ramiona i truchtem pobiegłem przed siebie.
- Patataj, patataj, zwiedzę z tobą cały kraaaaj!
- Wariat – stwierdził Tom i sami zrobili to samo z Nicolą.
- Odezwał się normalny – prychnąłem wesoło. Mijaliśmy właśnie pięciogwiazdkowy hotel, do którego prowadził czerwony dywan. Przytrzymałem Toma i czekając, aż jedna dostojna para wysiadająca z czarnej limuzyny wejdzie do środka, również ustawiliśmy się przodem do wejścia i biorąc się pod ręce, raźno, ale z elegancją, ruszyliśmy przed siebie.
Z tyłu słyszeliśmy śmiechy reszty, wywołane najwyraźniej miną witającego gości mężczyzny. Czułem, jak Elizabeth na moich ramionach drży z powstrzymywanego chichotu, który nie ustawał nawet wtedy, gdy jednocześnie z Tomem zeszliśmy z czerwonego dywanu i dołączyliśmy do grupy.

- Poproszę pięć biletów normalnych i jeden ulgowy – powiedziałem do pani w kasie, a ta zaciekawiona wychyliła się ze swojego okienka i policzyła nas wszystkich. Tom stanął obok mnie, kładąc wymownie dłoń na moim biodrze. Drgnąłem. Gdybyśmy nie żartowali, już dawno bym go zbeształ.
- Ale kiedy was jest sześcioro!
- Czy ja wyglądam na dorosłego? – burknąłem, jak dziecko i wtuliłem się w silne ramię brata, podkurczając nogi, dzięki czemu stałem się niższy, niż w rzeczywistości byłem. Kobieta poprawiła swoje wielkie okulary i zmarszczyła brwi.
- Wydawałeś się być większy! – zawołała zdziwiona i podparła się na łokciu. Zlustrowała dokładnie każdego z moich przyjaciół i potem kiwnęła głową. – Masz szczęście dziecko, że tyle dorosłych zechciało się tobą zaopiekować… Na co chcecie iść?
- „I ty możesz zostać bohaterem”! – powiedziałem z zapałem i udałem, że podskakuję do okienka, żeby zobaczyć, jak pani pracuje przy komputerze i jak się drukują bilety. – Ach! Ale fajnie – mruknąłem i czym prędzej wyrwałem jej bilety z ręki.
Tom wziął mnie na ręce, chowając przed czujnym spojrzeniem kasjerki. W końcu tych moich długich nóg trudno nie zauważyć! Rozdzieliłem bilety, wręczając wszystkim po jednym z nich, przy okazji drażniąc się z każdym. Kupiliśmy popcorn, colę i żelki. Dziewczyny wybrały orzeszki w czekoladzie i soki jabłkowe, a Peter i Andreas to samo, co my.
- No skacz! – wydarłem się, wysypując przy okazji popcorn na Elizabeth. – Skacz!
Dzieci obecne na sali przyglądały mi się, jak nie powiem komu, ale co z tego? Ważniejsze było to, że główny bohater był w potrzasku i stał na dachu pędzącego pociągu. Super bohater, ja to bym się normalnie bał.
- Tom, czy on jest głuchy? No przecież krzyczę mu, żeby skakał, a ten nic! Tylko wachluje się tą pałką do baseballa! Powiedz mu coś, Tom, powiedz.
- Bill, uspokój się – zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. Prychnąłem i zgarnąłem z kolan Elizabeth rozsypany popcorn. Już z mniejszą uwagą oglądałem, jak chłopak radzi sobie z przeciwnościami losu. Nie zareagowałem nawet wtedy, gdy wygrał, żył i był cały i zdrów, choć cała sala, gdzie – z wyjątkiem nas, siedziały same dzieci, krzyczała z zachwytu i radości, bijąc brawa. Klasnąłem raz, drugi i wstałem energicznie, biorąc na barana moją nową, w pewnym sensie nawet pierwszą dziewczynę. Etykieta zrobiła sobie przerwę i nie będzie jej dłuższą chwilę.
Wyszliśmy przed kino, popychani przez tłum dzieci, które jak najszybciej chciały wydostać się na zewnątrz. Po części je rozumiałem, po części nie. Mają przed sobą całe życie, a śpieszą się niewiadomo, gdzie. Objąłem ramieniem Elizabeth i ruszyliśmy wszyscy razem w stronę postoju taksówek, gdzie się rozdzieliliśmy.
- Jadę z Nicolą na kolację, trzymajcie się – oświadczył Tom i zniknął za drzwiami beżowej taksówki. Chłopaki zrobili to samo chwilę po nich, obierając sobie za cel dom Andreasa. „Trzeba jakoś uczcić weekend”, jak to określili.
- Co robimy? – spytała Elizabeth i spojrzała na mnie swoimi kocimi oczami.
- Łapiemy chwilę w dłonie. Wsiadaj – poleciłem, otwierając drzwi i po chwili samemu wsiadając do samochodu. Zapach tytoniu i pomarańczy oraz skórzanej tapicerki mercedesa od razu w nas uderzył. Usiadłem wygodnie, obejmując jednocześnie swoją dziewczynę.
- Gdzie jedziemy?
- Przed siebie – powiedziałem wesoło i zerknąłem na zaintrygowaną Elizabeth. – Najdalej, jak tylko pan może.
Kierowca się zaśmiał i odpalił samochód.
- Czas spełnić marzenia, El – szepnąłem i nieostatni raz tego wieczoru musnąłem wargami jej delikatne usta. – Bo razem jesteśmy wstanie zrobić wszystko – dokończyłem. Byłem szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Jeśli raz wyrwie się spod kontroli innych, już zawsze taki będziesz.
- Razem dosięgniemy gwiazd, ujrzymy magię świata i dowiemy się, co to znaczy żyć, Billy. Chcę, by zawsze było, tak jak dziś
- To znaczy, jak?
- Tak, żebyśmy potrafili cieszyć się z niczego.


Ostatnio zmieniony przez Sneaky dnia Sob 22:02, 14 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triinuu
FFTH Forum Team



Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa.wa

PostWysłany: Sob 21:45, 14 Lis 2009    Temat postu:

Opowiadanie jest w dobrym dziale.

A tak ode mnie prywatnie: gratuluję odwagi, bo byłaś pierwsza, która zdecydowała się opublikować jednoczęściówkę x]
Zauważyłam kilka błędów, ale nie były jakieś ogromne i zwalające z krzesła.
Czytało mi się bardzo fajnie i lekko, pod koniec miałam wrażenie, że można by to rozbudować na dłuższe opowiadanie.
Do tego podziwiam osoby, które potrafią się tak rozpisać i nie lać wody.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fremde.
FFTH Forum Team



Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wałbrzych

PostWysłany: Sob 21:59, 14 Lis 2009    Temat postu:

Był jeden błąd, który mi przeszkodził:

Cytat:
Słońce chowało się za horyzont i na ulicach znajdowali się tylko kilkorga ludzi, oglądających się za nami ciekawie.


Lepiej by chyba było: Słońce chowało się za horyzont i na ulicach znajdowało się tylko kilkoro ludzi, oglądających się za nami ciekawie.
Ale głowy nie dam. Smile

Poza tym, jednoczęściówka napisana poprawnie, ale mnie nie wciągnęła. Inna niż wszystkie, rzeczywiście, ale chyba nie dla mnie. Jednak z niecierpliwością czekam na dalsze pisarskie poczynania w tej kategorii. Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naridia
Contest Winner



Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zewsząd

PostWysłany: Nie 0:20, 15 Lis 2009    Temat postu:

Przez chwilę zastanawiałam się, skąd to kojarzę, ale teraz już wiem! ^^ Wysyłałaś mi to na Padu-padu. Wtedy już Ci mówiłam, co sądzę, więc nie chcę się teraz powtarzać. Very Happy Daję tylko znak, że przeczytałam i tutaj.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Fan Fiction Tokio Hotel Poland Strona Główna -> A: FFTH / A: Real Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin