Forum Fan Fiction Tokio Hotel Poland Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Malinowy Chrystus.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Fan Fiction Tokio Hotel Poland Strona Główna -> A: FFTH / A: +15
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jigglypuff




Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krk

PostWysłany: Nie 17:47, 15 Lis 2009    Temat postu: Malinowy Chrystus.

Okaaay, soooł... Pomyślałam sobie, że też wypadałoby coś dodać.
Pierwotnie na innym forum ten jednopart dedykowany był mojej Helci, której tu nie ma, której tu nie będzie i o której zapewne nikt stąd nie słyszał. Niestety. Jednak ona była moim zdecydowanym wzorem, jeśli chodzi o FFTH, jeśli chodzi o literaturę i wewnętrzną wrażliwość, dlatego tę małą dedykację wolę pozostawić.

Napisane szmat czasu temu, chyba pod wpływem niezbyt pozytywnych emocji. Mam sentyment, wieeelki.

Jeśli ktoś dobrnie do końca... będę pod ogromnym wrażeniem.
Co do błędów - mam nadzieję, że nie ma. W sumie to mój jedyny jedno-, w którym liczy się przede wszystkim treść. Danke. ;3




Requiem for a dream - niestety, nie mogę dodawać jeszcze linków ._.


Nożyczki leżały na stole. Były zwyczajne, najnormalniejsze w świecie, były szare i przeciętne, można powiedzieć, że brzydkie, że odpychały swoim wyglądem, matowym ostrzem i rdzą pokrywającą każdy ich zakamarek.
Obok nożyczek leżały idealnie białe, ułożone w równą kupkę kartki. Straszyły swą pustką, przeraźliwą pustką i samotnością. Czy chciałbyś stać się taką pustką?
W centrum, lecz na zupełnym skraju świata, siedział On. Król królów, król nożyczek i bezwzględnej, kartkowej pustki. Król mórz, tysiąca gniewnych mórz, król dachów kocich, dreszczy i uśmiechów. Król siebie samego.
Stukał wysokim butem o podłogę; za każdym razem ciszej, lżej, z mniejszą siłą, jakby powoli wyczerpywało się w nim życie, a tęsknota i dziura panoszyły się w jego nieskazitelnym dotąd wnętrzu. Chciał krzyczeć, lecz gardło jego wypełnione było gorącą śliną, gorzką, która nieprzyjemnie rozlewała się po każdym ścięgnie. Żył, dlatego cierpiał.
Nagle usłyszał kroki, kroki tak potwornie przerażające i głośne, że zapragnął ogłuchnąć w jednej sekundzie, już nigdy nie zaznać tego strasznego uczucia, już nigdy nie usłyszeć tych butów uderzających o zimną podłogę. Zwariował, czuł to, a jego nerwy napięte były najbardziej jak tylko jest to możliwe, jeden niewłaściwy ruch, jedno słowo, a pękłyby, pozostawiając po sobie ból, tworząc z niego roślinę, bezwładną, podatną na jad każdego człowieka. Pragnął być sobą za wszelką cenę, pragnął spędzać każdą wolną chwilę z ludźmi, których kochał nad życie, za których tak naprawdę swoje mógłby oddać. Lubił chodzić wieczorami po opustoszałych uliczkach, w skórzanej, zimnej kurtce, opadających dżinsach, bez rękawiczek i szalika, lubił zaglądać ludziom w okna, nieważne, czy byli tego świadomi, czy nie, nieważne, że oburzali się, kiedy to odkrywali. On pragnął tego jak powietrza, potrzebował tego, mógł się wtedy tak naprawdę poczuć kimś innym; nie Billem, nie bratem swojego Toma, nie uczniem, żadnym synem, żadnym showmanem, mógł cieszyć się ich szczęściem i uśmiechnąć się, tak naprawdę, czysto i niebiańsko. Nie musiał krzywić ust, skakać w przepaść pełną cierpienia, nie musiał żyć jako On.
Otworzyły się drzwi, lecz nawet na nie nie spojrzał. Siedział dalej, zmarznięty, wpatrując się w zardzewiałe nożyczki. Zabij je, Bill - mówił w myślach. Zabij je, są brzydkie, a wszystko, co brzydkie i śmierdzące nie ma miejsca w twoim świecie.
Poczuł na ramieniu uścisk dłoni, dłoni znanej mu od dawna, dłoni, która przypominała sobą o najgorszym. Przypominała o cholernie bolącym tatuowaniu, o strachu przed paraliżem twarzy podczas przekuwania brwi, lecz to jeszcze nie było meritum tego cierpienia, był nim brak czegokolwiek, brak uczuć, brak herbaty w szafce, brak radości z każdego nowego dnia, brak szczęścia i miłości; miłości, której Bill potrzebował nad życie. Kochali go wszyscy, lecz on nie kochał żadnego z nich.
Podniósł oczy ku górze, spoglądając niewinnie na twarz uśmiechniętego Josta. Wiedział już, że ten wieczór nie będzie zwyczajny, nie pogadają jak najlepsi przyjaciele, nie będą mogli się sobie nawet wypłakać, obarczyć się swoimi problemami.
Za Jostem przyszedł Georg.
Georg, postać zimna jak lód, obojętna i dbająca tylko o siebie. Chudy chłopiec z czarną czupryną wyobrażał go sobie czasem jako bezwzględnego kata, który jest gotów na wszystko, aby tylko zaspokoić swoje chęci i pragnienia. Bał się go, bał się jego przenikającego ciało spojrzenia i silnych, nieokiełznanych ramion. Nie chciał doznać ze strony przyjaciela żadnej krzywdy, dlatego też nie docinał mu, nie śmiał się z jego nieszczęścia, nie żartował z jego osoby, jak robił to Tom. Czuł paraliżujący strach przed wariactwem Georga, wariactwem, które może pozbawić szczęścia miliony ludzi.
Podszedł do bruneta i chwycił jego dłoń w swoje ogromne, męskie ręce. Bill poczuł się dziwnie, przynajmniej dziwnie, zaznając uczucia szorstkiej skóry basisty. Nie wiedział co się dzieje, kręcił głową, lustrując spojrzeniem to Josta, to Georga. Obaj mieli jakieś dziwne miny, przyjazne, a jednak sztuczne, jakby byli w zupełnie innym świecie, przyjemniejszym, w którym nie trzeba martwić się o nic.
- Co robisz? - zapytał, spoglądając w przymrużone oczy szatyna. Nie odpowiedział. Nie wymamrotał nawet najkrótszego słowa, żadnej sylaby, nie wypowiedział jego imienia. Milczał jak grób, śmiejąc się podle pod nosem. - Do cholery! - zaklął, szybkimi krokami podchodząc do dużych, metalowych drzwi, które, jak się okazało, były zamknięte, a na dodatek dla bezpieczeństwa wzmocnione zostały powłoką z włókna szklanego, odpornego na każde uderzenie.
Bill wyczułby podstęp na wiele minut przed zdarzeniem, wyczułby, że coś jest nie tak, że ktoś lub coś zamierza zniszczyć jego delikatną otoczkę, pogwałcić wszelkie prawa dobrego zachowania, wiedziałby, wiedziałby! To niemożliwe, że Jost, człowiek, który tak go lubił, szanował i brał pod uwagę jego zdanie, chce go zniszczyć, pobić, czy może wyrządzić mu jeszcze gorszą krzywdę. A Georg...? Georg nigdy nie okazał się głupcem nieczułym na cierpienie innych. Czy tak naprawdę po nocach marzy, żeby go wykończyć? Czy okazałby się tak przebiegły? To spisek; tego Bill był pewien.
Oparł się ręką o ścianę, przymykając zmęczone ciemnością oczy. Brak snu dawał się we znaki, ale w końcu za sukces zapłacić trzeba wielką cenę, nikt z nich nie mógł narzekać, a tym bardziej uważać się za centrum świata, za najwyższego z najwyższych.
Od tyłu zaszedł go rosły kolega, wyciągając z kieszeni coś na kształt kajdanek; lecz wyglądało to bardziej przerażająco, miało duże, ostre kolce po wewnętrznej stronie i nie sprawiało wrażenia czegoś miłego. Spojrzał wyczekująco na szatyna, lecz na jego twarzy dalej znajdował się ten przebiegły uśmieszek, ten sam, który według Billa nie wróżył nigdy nic dobrego. Georg śmiał się tak zawsze wtedy, kiedy coś mu nie pasowało, kiedy chciał się na kimś odegrać, dokuczyć lub zepsuć kompletnie jakąś sprawę. Ten grymas gościł u niego także w chwilach uniesienia alkoholowego, kiedy nie był do końca świadomy swoich celów i decyzji, kiedy oszołomiony pędził przez życie, potem żałując swojego postępowania.
Nie rób mi nic, proszę, myślał Bill, marszcząc smutno brwi, lecz także to nie podziałało na żądnego przygody chłopaka. Zbliżał się do bruneta coraz bardziej, budził w nim lęk, największy jaki tylko istniał, lęk przed bólem i samotnością. Czuł się wtedy jak bohater filmu pornograficznego, gwałcony przez brutalnych i zdolnych do wszystkiego napastników, nie mogący pomóc sobie w żaden, nawet najskromniejszy sposób.
Po chwili dołączył do nich Jost. I choć był mniejszy i mniej postawny niż basista, budził takie same emocje jak on – nieprzyjemne, pełne strachu przed jutrem. Pogłaskał Billa po policzku, szepcząc coś niezrozumiale, aby po chwili wyciągnąć zza siebie nóż kuchenny, naostrzony i błyszczący jak najpiękniejszy diament. Raził swym blaskiem, był zbyt idealny, aby móc wyrządzić jakąkolwiek krzywdę.
- Nie rób mi nic, nie rób, nie rób, nie... - piszczał, przygwożdżony do ściany jak świeży łosoś, który kusił swym idealnie różowym mięsem rybaka. Jost zdawał się mówić „złowię cię, chłopczyku”. Zupełnie bez uczuć chciał pozbawić chłopca tego, co najcenniejsze. Widać to było w jego oczach, małych jak główki od szpilki, jednak przerażająco dalekich od jakiegokolwiek piękna.
Jego włosy, zafarbowane na najcudowniejszy odcień koloru czarnego, rozwiane były teraz we wszystkie strony, brak na nich było oznak jakiegokolwiek ładu i porządku, wołały na pomoc, pomoc dla siebie i dla swojego właściciela. Głośny oddech chłopaka doprowadzał Georga do obsesji. Pragnął wpić się w jego pulsującą szyję i jak wampir wyssać z niego życiodajne soki, chciał widzieć jego krew, chciał widzieć jak płacze i prosi o przebaczenie. Był tyranem, zdolnym do najpodlejszych zachowań.
Założył kajdanki na nadgarstki Billa, który po chwili zasyczał z bólu i plunął napastnikowi w twarz. Jaki mogłeś mi to zrobić, mówiły jego tęczówki. Chciał zachować resztki godności, nie poddać się ich woli i do końca być tym dzielnym, cudownym chłopcem. W głębi serca tylko jedno uczucie odzwierciedlało jego sytuację – strach. Bał się o siebie, o swoje ciało, swoich bliskich, o Toma, wszystkich znajomych i karierę.
Mężczyzna z opinającymi się na biodrach spodniami przejechał nożem po podkoszulku chłopaka, rozcinając nie tylko materiał, ale także jego skórę, idealnie wzdłuż żeber. Po ciele Billa pociekła strużka krwi, nasyconej kolorem burgundy, która niewyobrażalnie podniecała drugiego towarzysza zabaw. Ujął on twarz bruneta w swe dłonie, najmocniej jak tylko potrafił, aby następnie wpić się w jego wargi z niewyobrażalnym impetem i zachłannością, aby włożyć mu do gardła język, powodując odruchy wymiotne i obrzydzenie do wszystkiego, co męskie.
- Zgiń – mówił. - Abyście wy obaj zginęli, za to co mi robicie, abyście już nigdy nie zaznali uśmiechu, życzę wam śmierci w męczarniach... Zgińcie! - Przybrał minę, która jeszcze nigdy nie gościła na jego twarzy, nie zaprzątała mu miejsca w głowie, nie zawadzała w sercu. Mina wojownika, który za wszelką cenę, do końca bronił będzie swych racji, choćby były nieprawdziwe, choćby potępione były przez każdego z osobna i przez wszystkich razem wziętych. On wiedział, że będzie wierzył do końca, do końca życia. Zdawał sobie sprawę, że cierpienie to rzecz ludzka, lecz nie wiedział do dnia tamtego, że może spotkać się z nim on sam, w cztery oczy, że cierpienie to coś, co będzie towarzyszyło mu w ostatnich chwilach życia. A skąd wiedział, że umrze? Nie wiedział, czuł to. A uczuć się nie lekceważy.
W pomieszczeniu rozpętała się prawdziwa walka. Walka o życie, o ludzką godność i honor. Można by tak wymieniać w nieskończoność, lecz najważniejszym elementem tej sytuacji było to, że jemu, właśnie jemu się należało. Odkąd poznał Josta, wtedy dość młodego, wysportowanego mężczyznę, który nie okazywał żadnych oznak homoseksualizmu, pomyślał sobie: okay, fajnie, on nam pomoże. Przeliczył się. Nie dopuścił do siebie myśli, że może być zupełnie na odwrót, że to Bill musi pomóc swojemu producentowi, musi pomóc mu w spełnieniu jego seksualnych pragnień i marzeń. Wiedział, że chłopak nie powie nic nikomu, że będzie milczał, bo w końcu wyłącznie od niego zależało „być czy nie być” jego zespołu, jego życia i stanu posiadania.
Brunet drgnął przestraszony, kiedy poczuł przy biodrze ostrze noża. Zacisnął mocno oczy, jakby to był tylko sen, zły koszmar, który zniknie, trzeba go przetrzymać, najlepiej i najodważniej jak tylko się da. Czuł się jak we śnie, jakby to, co się działo, tak naprawdę było tylko senną marą, zdolną wyparować po ciężkiej nocy, aby znów przywitać nowy, cudowny dzień, pełen wrażeń i przyjemności.
Kiwnął przecząco głową, jakby chciał przestraszyć napastników, pokazać, że w ogóle się ich nie boi. Lecz oni zdawali się nie zwracać na niego uwagi. Robili swoje, dręczyli go i doznawali niezwykłego uczucia spełnienia. Z każdą minutą chcieli więcej, mocniej, bardziej widowiskowo odczuwać i traktować Billa. Naraz zaczęli przeraźliwie wyć i syczeć, jak jadowite węże na pustyni, jak wilki wyjące do księżyca; księżyca, którym był kruchy chłopak o przepięknych, brązowych oczach, w których panoszyła się pustka i wrogość do wszystkich. Czy aż tak mocno czuł na swej skórze krzywdę mu wyrządzoną?
Dalej utrzymywał się w stanie ogłupienia, z zaciśniętymi powiekami, stojąc jak tyczka pod betonową ścianą, która pozostawiała ślady na ubraniu, która była zimna i w ogóle nie powinno jej wtedy być. Mogłaby wyparować, myślał, mogłaby zburzyć się samoistnie, unosząc wkoło kłęby dymu, który dusiłby wszystkich z wyjątkiem jego. Chciał wtedy uciec, do domu, do Toma, chciał już nigdy nie zaznać bliskości ani Josta, ani Georga, chciał przykryć się po uszy kołdrą i nigdy nie oglądać ludzi. Lecz ściana stała dalej, twarda jak kamień, a chłopak nie mógł się nawet spod niej ruszyć, nie mógł ujrzeć Toma, ani przykryć się tą cholerną kołdrą. Musiał za to wlepiać swe oczy, otwarte już, w dwie wrogie postaci. Sam z siebie nigdy by tego nie zrobił; kazały mu one, kazały mu widzieć, widzieć swój własny strach, nie patrzeć – widzieć, a to istotna różnica i różnicą pozostanie już do końca.
Szatyn chwycił Billa za jego długie, sztywne kosmyki i potrząsnął nim gwałtownie, wywołując szum w głowie, mroczki przed oczyma i ogólne zamieszanie w jego organizmie. Było mu tak cholernie źle, a jednocześnie błogo i niebiańsko. Wiedział już, że skończy żywota i odejdzie gdzieś daleko, jednak sam nie był pewien gdzie. Raj, niebo – to dla niego nie istniało. Nigdy nie myślał nawet o tych rzeczach, odpychał je w kąt, myślał, że znikną, wystarczy tylko rzucić je w zapomnienie. Jeśli więc nie do nieba, to gdzie? Do grobu, to pewne, do grobu pójdzie ciało. Nie chciał, żeby zostało spalone, wymieszane z drewnem, żeby rodzina i przyjaciele patrzyli w żarzące się płomienie z płaczem, widząc w nich jego oczy, pełne rozpaczy i wołania o pomoc. Chociaż... czy on posiadał jeszcze przyjaciół?
Georg już nim nie był. Nie był też nikim bliskim, tak mu się wydawało. Oddalił się w momencie złamania zasad; zasad, których nikt nigdy nie spisał, nie wypowiedział, które były głęboko w sercu, w umyśle, w duszy. Wykorzystał wszystkie możliwe potknięcia, złe słowa skierowane do Billa, niemiłe gesty, spojrzenia i myśli. Zwiódł jego zaufanie i chęć przebywania ze sobą, zawiódł także siebie zapewne, choć sam jeszcze o tym nie wiedział, z pewnością nie był tego świadom.
- Źle robisz... przestań – powiedział Bill.
- Nie przestanę... Nie dam ci świadomości, że jesteś najważniejszy.
...o to mu chodziło. O pozycję w mediach? O rozgłos, popularność, a może nawet wysokość wynagrodzenia i zainteresowanie fanek? Czuł się jak robal, przez te trzy lata czuł się jak najpodlejszy kundel, który spełniać musi wymogi, rozkazy i prośby swego pana i władcy. Panem i władcą był w tym wypadku Jost, psem Georg. Lecz pośród nich znajdowały się także psy rasowe, można tak o nich powiedzieć. Był Tom; groźny, latający za sukami doberman, był też Bill; wystylizowany i idealny pudel, któremu uśmiech i wyraz szczęścia nigdy nie schodziły z mordy.
- Tak, o to mi chodzi – przytaknął, wyprzedzając pytanie bruneta. - Wiem o czym myślisz, Bill. Każdy to wie.
Dlaczego nigdy mu o tym nie powiedział? Dlaczego, do cholery, nigdy nie powiedział, że wie o czym myśli?! Był wściekły. Był zaskoczony i wściekły, chciał jeszcze raz z całej siły dać kuksańca Tomowi, chciał widzieć brata nabijającego się z opryszczki basisty, chciał być pośmiewiskiem antyfanów, chciał udawać grzecznego i pomocnego chłopca, nieświadomego, który nie przejmuje się całym zamieszaniem wokół jego chudziutkiej, wrażliwej osoby. Mylił się okropnie, wchodząc do świata wielkich pieniędzy, alkoholu i narkotyków, a przede wszystkim świata sztucznych gierek. Znów chciał mieć jedenaście lat i wybór – zostać wielką gwiazdą czy nic nieznaczącym człowiekiem.
Bill od dziecka wpychany był w świat „kogoś innego”, lepszego, jakby zupełnie odmiennego od wszystkich dzieci w jego otoczeniu, od choćby Toma. Jego ojciec, rozwodząc się z matką, długo przed osiągnięciem przez chłopca wieku młodzieńczego, powiedział: miło, gdy w domu rozlega się brzęk liczonych pieniędzy. Przestraszone dziecko nic nie zrozumiałoby z tego przekazu, tak samo było z, jeszcze wtedy, drobniutkim blondynem, którego buzia brudna była od czekoladowych lodów, a rączki lepiły się od kleistej mazi, tak słodkiej, że przyprawiłoby to o ból brzucha niejednego smakosza. Od tamtej chwili nakręcany był tylko i wyłącznie na zarabianie pieniędzy. Matka, z pozoru najbardziej kochająca istota na świecie, nawet gotując potrafiła zagaić co do jego przyszłości.
- Chcę być duży i zarabiać dużo pieniążków – odpowiadał po kilku miesiącach mały Billy, nieświadomy niebezpieczeństw, jakie na niego czekają. Wtedy nie był jeszcze w stanie policzyć ilości banknotów, jakie co miesiąc będą dosypywane do jego fortuny, kiedy skończy siedemnaście lat. Nie mógł nawet powiedzieć jaki chce samochód, ale to także było już zaplanowane.
Piosenki, kosmetyki, ubrania – wszystko było dopięte na ostatni guzik, decydowali o tym wszyscy oprócz niego. Nawet Tom, jego bliźniak, wydawałoby się najbliższa mu osoba, gardził nim w pewien sposób. Tom mógł wybrać; czy chce zostać kukłą, jak Bill, czy może samemu zdecydować o swoim losie. Wybrał to drugie, wydawało mu się to bardziej obiecujące.
Teraz Bill przez to cierpiał. Przeżywał męczarnie, spowodowane zachowaniem Georga i Josta, nieprzewidywalnym i bestialskim zachowaniem. Wyżywali się na nim jak tylko mogli, zapominając, że tak właściwie oni sami go stworzyli. To były Simsy, jednakże w wydaniu życiowym, o wiele bardziej niebezpiecznym.
Czy cierpisz? Czy chciałbyś być teraz na zielonej łące pełnej trawy, pachnącej trawy i słońca? Chciałbyś. Chciałbyś położyć się na chłodnej ziemi, zamknąć oczy i nie przejmować się niczym. Mógłbyś też być na egzotycznej plaży, nierozpoznawalny, dla ciebie jest to obojętne. Ważne, że byłbyś sam, że nikt nie interesowałby się twoim losem. To byłoby piękne.
Chciałbyś mieć dziewczynę. Lecz nie taką zwykłą dziewczynę, fajnie, gdyby była śliczna, gdyby nie mówiła za wiele, która po prostu byłaby z tobą, na dobre i na złe, na śmierć i życie, ciągle, zawsze, wszędzie, przeciw każdemu złemu spojrzeniu.
Ssałbyś jej język. Całowałbyś jej nadgarstki. Lizałbyś ją po rzęsach, patrzyłbyś na nią we śnie. Nie oddałbyś jej nikomu, odizolowałbyś ją od świata, od Toma, od wszystkiego i wszystkich. Chciałbyś tylko kochać ją, chciałbyś żeby ona kochała TYLKO CIEBIE. Niemożliwe, Bill.
Wtedy Georg wymierzył mu kolejny cios; z całej siły poczęstował pięścią jego delikatne żebra, które jak zapałki łamały się podczas nawet najmniejszego wypadku. Bolało. Cholernie go to bolało, ale nie zapiszczał, nie odezwał się nawet jednym słowem, nie jęknął ani nie kaszlnął.
- Ha, ha... - usłyszał głos rozmawiającego z kimś Josta. Jego sylwetkę widział jak przez mgłę. Kiedy chciał dostrzec coś więcej, oczy zaczynały piec go straszliwie, były całe zalane jego rubinową krwią i łzawiły. - Nie, wyjeżdżam. Załatwię tego małego skurwysyna i wyjeżdżam. Nie chciał zarobić więcej kasy, nie chciał się rozebrać, kurwiarz, to popamięta. No, buźka, kochanie.
...rozebrać... Nie chciał się rozebrać? To zdanie szumiało w uszach Billa, dopóki na swym biodrze nie poczuł ostrych zębów. Zębów...? Jego „przyszywany ojciec”, opiekun jego i całego zespołu wgryzł się z całą siłą w jego ciało, jak wampir pragnący pić soki swych ofiar. Chłopak zawył niemiłosiernie. Jeszcze nigdy nie zaznał takiego cierpienia, nikt nigdy nie sprawił mu tyle bólu co ci dwaj w ciągu zaledwie piętnastu minut.
- Chodziło wam o tę sesję?! - pisnął, zaciskając powieki, myślał, że poczuje wtedy ulgę, odpłynie i uśnie błogim, niewiadomym snem. Odsunęli się od niego na dwa metry, zachowywali się tak, jakby raził, jakby tryskał śmiercionośnym jadem. Tak naprawdę nie miał pojęcia, co zrobił źle. Chociaż, to trzeba przyznać, coś podejrzewał. Zbyt mało, żeby zrozumieć, zbyt wiele, żeby uratować swoje życie. - Gdybym się zgodził... Ach. Gdybym mógł to przewidzieć... A może, a może jeszcze da się to odkręcić, co? - Błagalną miną chciał udobruchać Josta. Miał nadzieję, że zmieniając swoją decyzję zmieni także jego postanowienie. - Zgodzę się. Zgodzę się, tylko proszę, zostawcie mnie w spokoju.
- Za późno – odezwał się Georg. Czyżby on też był zamieszany w tę sprawę z rozbieraną sesją? Niemożliwe. Przecież jemu chodziło tylko o popularność.
- Proszę.
- Nie ma mowy. - Jost z miną pokerzysty oglądał swoje paznokcie, drugą dłoń trzymając w kieszeni.
- Proszę...
- Bądź cichutko...
- DO KURWY NĘDZY, PROSZĘ, ROZUMIECIE?! - Bill płakał, beczał, ryczał i zalewał się łzami. Za wszelką cenę chciał wyjść z tego cały, za bardzo kochał życie, żeby zgodzić się na tak okrutną śmierć. - A czy... Czy Tom też...
- A myślałeś, że twój braciszek był zawsze święty? Wiem, wiem, broniłeś go jak tylko umiałeś, podły, a tak naprawdę on ciągle cię okłamywał. Dałeś sobie dmuchać w kaszę! - zaśmiał się postawny szatyn.
Więc on też. Tom też chciał go zniszczyć. A może... Może Tom po prostu chciał, aby Bill wierzył w każde jego słowo? Niemożliwe, żeby przeszkadzał mu w życiu. Niemożliwe, żeby zatracał się w jego marzeniach. I chociaż marzył o jego i swoim szczęściu, ze wskazaniem na to pierwsze, to nigdy nie wypowiedział tego na głos. Nigdy.
Brunet, spuszczając głowę, zaczął po kolei przypominać sobie najróżniejsze sytuacje z ich bliźniaczego życia. Ich szesnaste urodziny, rudera za miastem. Tom, zalany w trupa, gadający piąte przez dziesiąte i Bill, nadzwyczaj trzeźwy, mimo ilości wypitego alkoholu. Co zrobił źle? Wtedy blondyn podszedł do niego, pogłaskał po twarzy i powiedział:
- Billuuuuuusiu, kryj mnie. Kryj mnie, ugh, tak jak... tak jak byliśmy mali!
Zrobiło mu się słabo. Georg wymierzył mu siarczysty policzek, który tak właściwie w ogóle nie miał znaczenia. Przypominał jednak o tym, że Bill nie może być już niczym pożytecznym, że przeszkadza każdemu i dlatego musi ponieść srogą karę; taką, od której nie ma odwrotu.
Wiedział, że umrze. Wiedział to, lecz gdzieś daleko, w głębi serca czuł nadzwyczajną siłę, coś, co nie pozwalało mu się poddać, co kazało mu trzymać się mocno i żyć, najdłużej i najpiękniej jak tylko potrafił. Zaśmiał się pod cieknącym krwią nosem, wypluwając na podłogę kawałek nadłamanego zęba. Kpił im w twarz, szydził ich zachowaniem względem jego osoby. Właściwie nie wiedział dlaczego. Po prostu musiał to zrobić; inaczej miałby wyrzuty sumienia w stosunku do Toma. Zaraz... Czy tym, co kazało mu żyć, był właśnie jego brat, najbliższa mu osoba, jego własny, wieczny bliźniak? Okropne. Nikt normalny nie rozgryzłby tej zagadki w tak krótkim czasie, przy tak okrutnych mękach. A ty? Poddałbyś się. Bill walczył.
- Proszę cię, Boże, jeśli istniejesz, jeśli chociaż odrobinę pragniesz mnie u siebie, to zrób to. Weź mnie, Boże, choćby do piekła. Weź mnie z dala od świata, z dala od wszystkiego, co złe – wyszeptał. Te słowa były jego, tylko jego... Były jego osobistą modlitwą, jego wołaniem o pomoc. Nie wiedział, czy Bóg istnieje. Nie wiedział, ale wierzył. Czy właśnie w takich momentach człowiek zaprzestaje życia w grzechu i poczyna być oddaną kopią Chrystusa? Billowi przemknęło to przez głowę. I dobrze, pomyślał, to doskonale.
Przez załzawione oczy widział łunę światła. Czuł także coraz to mocniejsze, ostrzejsze narzędzia na całym swym ciele. Po chwili został odwrócony przodem do ściany i przyciśnięty do niej z impetem. Jego spodnie zsunęły się w dół, ukazując przemarznięte, gołe łydki i kolana. Bał się, z drugiej strony będąc ponad wszystkim. To jak stan między jawą a snem, to jak uczucie, kiedy po raz pierwszy trzymasz w rękach swoje własne dziecko, twoją własną krew. Jego krwią był Tom. Widział Toma, czuł ich ostatni uścisk na swej piersi, nosem szukając cudownego zapachu brata.
Jego nogi rozchyliły się bezwiednie. Poczuł między nimi coś, czego nie czuł jeszcze nigdy, nigdy podczas swojego osiemnastoletniego, szalonego życia. To uczucie było... Było bolesne, było najbardziej bolesną fizyczną rzeczą, jaka przytrafiła mu się w życiu. Czy to właśnie czują kobiety tracące cnotę? Gwałcone? I najważniejsze – czy Bill był właściwie...
...krew. Krew lała się z niego strumieniami, z jego jedwabistych pośladków, wcześniej tak dobrze wypielęgnowanych najdelikatniejszymi oliwkami i kremami. Nie było w tym nic z miłości, przyjaźni czy współczucia. Piekło. Szczypało. Stracił sprzed oczu zamazany obraz, czucie w kończynach, stracił przytomność. Widział tylko roześmianą twarz swojej najukochańszej matki, swojego ojca oraz Toma. Toma, który szlochał w ich domku na drzewie, w swoich szerokich spodniach i workowatym T-Shircie. On nigdy nie płacze, pomyślał. Nigdy?
Czuł, że jego bliźniak wie, co się z nim dzieje. Wiedział, że właśnie Georg go pobił, a potem brutalnie zgwałcił. Wiedział, że Jost wygryzł mu jego jedwabistą skórę, tworząc jednocześnie wieczną bliznę w psychice wszystkich Aniołów i Boga, że będą nękać go, aż nie odkupi swych win.
Bill mógł już pewnie przyznać – wiem, że Bóg istnieje, wierzę w cierpienie Chrystusa i jestem pewny, że Tom również to czuje. Kocham go, a on kocha mnie.
Po tych słowach wszystko zalała przeraźliwa czerń. Już nie było Billa, nie było tego cudownego chłopca, który posiadał w sobie ogrom wad. Było tylko zmasakrowane ciało. Ciało, które jeszcze wiele razy skrzywdzono, mimo braku nadzienia. Najsłodszego i najbardziej malinowego nadzienia pod Słońcem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triinuu
FFTH Forum Team



Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wa.wa

PostWysłany: Nie 18:12, 15 Lis 2009    Temat postu: Re: Malinowy Chrystus.

Oh rany, zaniemówiłam.
Najpierw błędy, chociaż nie wiem, czy tak można je nazwać, a mianowicie szyk. W momencie, kiedy najpierw jest rzeczownik, a potem jego epitety, jakoś rozstrajam się i gubię, jak na przykład tu:

Jigglypuff napisał:
Chciał krzyczeć, lecz gardło jego wypełnione było gorącą śliną, gorzką, która nieprzyjemnie rozlewała się po każdym ścięgnie.


Ale to takie, mało znaczące, biorąc pod uwagę całość.

Jigglypuff napisał:
Kochali go wszyscy, lecz on nie kochał żadnego z nich.

To zdanie było piękne.

I wiesz co? W tym momencie jestem dumna, że mogę być moderatorem w dziale z takimi dziełami x]


Ostatnio zmieniony przez Triinuu dnia Nie 18:13, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fremde.
FFTH Forum Team



Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wałbrzych

PostWysłany: Nie 18:34, 15 Lis 2009    Temat postu:

Temat zostaje ponownie otwarty.

Ostatnio zmieniony przez Fremde. dnia Nie 19:31, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jigglypuff




Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krk

PostWysłany: Nie 19:30, 15 Lis 2009    Temat postu:

Triinuu, taki szyk zdania, hm... nie, że jest "odpowiedni" tutaj, ale... po prostu... no, swego czasu zaczytywałam się w książkach z takim nietypowym układem i w tym opowiadaniu to widać, w pewnym sensie na tym jednoparcie się to odbiło. Niektórzy mówili, że to nawet dobrze i że pasuje, więc nie zmieniałam. Osobiście bardzo go lubię. ;3

Co do "złamania regulaminu", to już to zostało wyjaśnione, więc spoczi.


Ostatnio zmieniony przez Jigglypuff dnia Nie 19:31, 15 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulinxx686




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:32, 15 Lis 2009    Temat postu:

styl zalatuje mi Kingiem Wink jakbyś napisała książkę to chętnie bym przeczytała .;P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sneaky
Zuo's Company



Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: woj. małopolskie

PostWysłany: Nie 20:27, 15 Lis 2009    Temat postu:

Przeczytam jutrrrro, ale po tym pierwszym akapicie już wiem, że mi się podoba (dziwne, nie?). Z resztą - jak wszystko Twoje, Dżigli. Poza tym cieszę się, że temat został odblokowany : )
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marilyn




Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec.

PostWysłany: Nie 22:07, 15 Lis 2009    Temat postu:

OMG. To jest cudowne, cudowne, cudowne. ; o
Zaniemówiłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tsukuyomi




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tokyo / Seoul

PostWysłany: Pon 12:08, 16 Lis 2009    Temat postu:

smutne i troszkę przerażające, ale dobre i ciekawe. ;P Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
znoodzona




Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 333
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce.

PostWysłany: Pon 17:56, 16 Lis 2009    Temat postu:

Łał. Nie wiem co powiedzieć.
Świetne!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jigglypuff




Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krk

PostWysłany: Pon 22:05, 16 Lis 2009    Temat postu:

Paulinxx686, wow, aż tak? Dziękuję. :3 Co prawda muszę się przyznać, że autora znam tylko z opowieści i nazwiska, bo nie czytałam nic jego, eem, wiem, jestem odrzutkiem. ;d Jednak baaardzo dziękuję.

Sneaky, okej, kochanie, poczekamy miesiąc, aż nadejdzie Twe jutro, haha! Very Happy <3

Marilyn, dziękuję. ;3 Chociaż sama widzę w tym mnóstwo niedociągnięć. ;c

Tsukuyomi, miło czytać. ;3

znoodzona, Tobie również daaanke.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anarchistyczna




Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lubin

PostWysłany: Wto 18:30, 24 Lis 2009    Temat postu:

Och.
No, nie, gdzie ja podziałam te chole*ne chusteczki, przecież przed chwilą tu jeszcze były? Są, tutaj się przede mną ukrywałyście, wy niewdzięczne stworzenia! Odzyskałam ostrość, nareszcie, jak człowiek rozmięknie to już po ostrości widzenia. Jakbym jeszcze mogła z równą łatwością pozbyć się adrenaliny boleśnie ściskającej serce w konwulsyjnej melodii jego bicia, gardła tak ściśniętego goryczą, że nie jestem w stanie wydobyć z siebie choćby najcichszego dźwięku, a jeśli nawet, z pewnością byłby zaprawiony nieprzyjemną nutą, zachrypnięty gniewem.
Kobieto, czy Ty sobie zdajesz sprawę, jakie Ty we mnie emocje rozbudziłaś tym niewiarygodnym opowiadaniem? O, anarchio, trafiłaś na czytelniczkę z symptomem człowieka nadwrażliwego emocjonalnie – i to tak, że przed chwilą miałam szczere wątpliwości, czy nadal oddycham z tych wszystkich przeżyć uczuciowych, do jakich mnie zmusiłaś! Mówiąc językiem bardziej kolokwialnym i przede wszystkim, zrozumiałym, powiem, że padam na kolana, biję pokłony, całuję stopy i jednocześnie tak mnie wbiło w fotel, że nie wiem, jak się z niego wygrzebię, a uczyć się przecież powinnam w tym czasie. Ale nie ma mowy, ja nie zasnę, jak Ci nie napiszę wszystkiego, co muszę napisać, nie ma bata.
Wielbię ten specyficzny układ zdania, ten kompletnie kopnięty szyk. Jako, że to, co sama tworzę, bywa nawet bardziej zagmatwane stylistycznie, uwielbiam tak kręte opisy i osobiście prędko dopasowuję wszystko tam, gdzie powinno być. Jestem nieuleczalnie zakochana w sposobie, którym opisujesz to wszystko, ten zagmatwany świat kłamstwa, który tkasz tymi prostymi słowami, jednocześnie robisz to z taką nieuchwytną precyzją, że aż zapiera dech. Idealnie dobranym wyrazem kreślisz coś, dla czego jeszcze nie obmyślono tak naprawdę nazwy, miliardy uczuć, które są tylko fragmentami złożonej materii smutku, przerażenia, gniewu, bólu, każdego z osobna i razem, gdy przeplatają się między sobą, tworząc nowe sposoby odczuwania. Fabuła? Jaka fabuła? Droga Jigglypuff, to przekracza ramy, w których mówi się o dziełach pisanych, dla mnie każdy, kto przewinął się przez scenę tej historii, był prawdziwy! Każde słowo, każda myśl, czyn, wszystko! Dla mnie był to po prostu świat, który sama stworzyłaś, który nakreśliłaś z takim realizmem, że naprawdę… ach! Moje podobno przebogate słownictwo właśnie ujawniło swoje braki, bo za nic nie mogę wymyślić jakiekolwiek epitetu za Chiny Ludowe, Japonię i obydwie Koree. Cóż to. Nie będę nic na siłę tworzyć, więc ku zadowoleniu obecnych, kończę.
To było przegenialnie, ot co.

(Wybacz, że się rozgadałam, ale jak już mnie weźmie wena na pisanie komentarzy, to żaden logiczny argument nie odciągnie mnie od napisania każdej myśli, która się telepie po moim pustawym móżdżku.)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jigglypuff




Dołączył: 14 Lis 2009
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: krk

PostWysłany: Śro 22:00, 25 Lis 2009    Temat postu:

anarchistyczna, wow. to Tobie należą się ukłony za ten komentarz! który wyraża milion razy więcej niż całe moje opowiadanie. Laughing dziękuję za ciepłe słowa, ale przede wszystkim cieszę się, że znalazł się ktoś równie zakręcony, kogo pociąga ten szyk zdania *,* <3!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dunkelheit




Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:40, 29 Lis 2009    Temat postu:

Nietypowe, porażające, w pewien sposób realistyczne i w zupełnie inny cudowne. Nie wiem co powoduje, że lubimy czytać takie historie, bo wypieranie się tego nie ma sensu, natomiast Tobie mogę powiedzieć, że bardzo dobrze ją napisałaś. Szyk zdania -100 punktów!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fallen




Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stettin .

PostWysłany: Czw 11:36, 03 Gru 2009    Temat postu:

Doceniam dobre opowiadania i ich stylistykę, jednak czasami przychodzi w życiu taki moment, że nie mam zielonego pojęcia co mam napisać. Po prostu brakuje mi słów, których nie chcę rzucać na wiatr.
Może napiszę tylko tyle, że to opowiadanie zmusza mnie do myślenia a głównie do odpowiedzi na pytanie: "Czy Ci się to, Fallen podobało?".
Jeśli kiedykolwiek miałam mieszane uczucia w stosunku do opowiadania to było to nieporozumieniem w stosunku do tego. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak mogę ocenić to dzieło nademną.
Nie mogę nie napisać, że nie jestem pod wrażeniem. Bo jestem i to wielkiem jeśli chodzi o stylistykę zdań i bogate opisy, które są momentami bardzo szczegółowe. Do szczegółów dojdziemy za chwilkę, jednak muszę Cię pochwalić za bogate słownictwo i za to, że jak to czytałam czułam wiele uczuć. Wiele emocji. To nie jest częste.
Jeśli chodzi o fabułę...
Nigdy się nie spotkałam z opowiadaniem, które miało by w sobie tyle agresji, gniewu i brutalności. Okej... spotkałam jedno, ale nie było to opowiadanie o TH.
A więc w związku z powyższym jest o opowiadanie zdecydowanie ORYGINALNE. Takie... jedyne w swoim rodzaju.
Nie wiem tylko czy nadaje się ono do kategorii +15, bo moim zdaniem powinno być +18. Sceny erotyczne i sceny gwałtu nie są chyba przeznaczone dla niepełnoletnich czytelników. I to bardzo dobrze i szczegółowo opisane sceny.
Bardzo smutne, bardzo kontrowersyjne i bardzo przygnębiające.
To tyle. Nic wiecej nie jestem w stanie napisać. Przykro mi, ale gratuluję Ci stworzenia kolejnego, dobrego opowiadania i życzę dalszych sukcesów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AgrestKaulitz
Contest Winner



Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 11:53, 14 Gru 2009    Temat postu:

Wiesz, wydrukowałam sobie kiedyś wszystkie jedno-częściówki dodane tutaj na forum, bo nie mam czasu by czytać je siedząc przy kompie. No i wczoraj przeczytałam Twoje opowiadanie. ;O
Jej. xD Aż się trochę Ciebie boję. ;PP Wiesz, mi Triinuu powiedziała, że zanim mnie znała, a przeczytała moje opowiadanie, to stwierdziła, że lepiej mnie nie poznawać, bo jestem jakąś wariatką. Ciekawe co sobie pomyślała o Tobie. ;P Choć w sumie widzę, że się zachwycała (no niesprawiedliwość losu!). xD

W każdym razie tuż przed Twoim opowiadaniem czytałam jeszcze opowiadanie Justine Tee i pierwsze zdanie u Ciebie było taką miłą odmianą. ^-^ W ogóle pierwsze i ostatnie zdanie u Ciebie wymiatają! Lubię taki styl pisania, więc język mi się podobał. Wink)

A treść jest trochę chora... od dziś się będę bała Georga. o.o
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Fan Fiction Tokio Hotel Poland Strona Główna -> A: FFTH / A: +15 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin